Czasami bywa tak… że gra boli
Myślę, że każdy to przeżył chociaż raz… no, każdy, kto ma już (mniej lub bardziej) wyrobiony własny gust planszówkowy. Mówię o sytuacji, gdy w połowie gry, w którą gramy pierwszy raz – mamy dość. Przecież ta gra nie ma sensu, jest zwyczajnie głupia, nudna, losowa, ciągnie się… a w ogóle to nie ma w niej mojego ulubionego koloru pionków, a plansza śmierdzi rybą. Powodów może być wiele. Mniejsza jednak o to.
Wyjść z takiej sytuacji jest kilka, a niemal żadne nie kończy się dobrze.
Zanim jednak przejdziemy dalej, włączamy cichutko podkład muzyczny*:
~ Maruda ~
– Nie no, ta gra jest złamana… kostki w bitwach są zbyt losowe i to, czy ja wygram tę bitwę, czy ty, zależy tylko od szczęścia, a nie od taktyki. Bez sensu…
<zatrzymanie materiału filmowego i przejście do studia, gdzie niezależny ekspert wyjaśnia zaobserwowane zjawisko>
Nieważne czy wygrywa, czy przegrywa – jeśli Maruda znajdzie w grze coś, co mu się nie spodoba, lub wyda źle zbalansowane – komentuje to jeszcze w trakcie partyjki – oczywiście w przypadku gdy owe złe, losowe czynniki działają przeciw niemu – marudzenia są głośniejsze i częstsze.
~ Hejter ~
– Ta gra jest głupia! Skończmy ją! Wasze frakcje są przegięte, a moja beznadziejna, więcej nią nie gram. I w ogóle w tą grę już więcej nie gram…
– W TĘ grę.
– DZIĘKI, GRAMMAR-NAZI… ale skończmy to już! A w ogóle to pierwszy gracz ma o wiele łatwiej, a czerwone pionki są mocniejsze od zielonych, więc w sumie jest pograne, bo…
Jeśli hejter przegrywa, to znaczy, że gra jest głupia, a jego frakcja najgorsza. Zagra w ten tytuł najwcześniej po kilku dniach i tylko pod warunkiem, że dostanie tę przegiętą frakcję, z pomocą której kolega zwyciężył w pierwszej partii. Po drugiej partii rezygnuje zaś zupełnie z tego tytułu, bo okazuje się, że znów przegrał z kretesem i to jednak nie ta frakcja jest przegięta, tylko karty wydarzeń, które(choć znane i wyłożone od początku gry) zawsze działają przeciwko jego zamiarom!
~ Good Guy ~
– …
Good guy nic nie powie w czasie partii, będzie robił dobrą minę nawet do bardzo złej gry. Po grze może na spokojnie uargumentuje i wyrazi swoje ubolewanie nad warunkami zdobywania punktów i ich balansem… ale możliwe też, że nic nie powie, a na propozycje rewanżu subtelnie zaproponuje „coś innego”.
~ Juror ~
– <EEEEEE!> Ja wciskam czerwonego IKSa.
Juror to raczej nie rodzaj gracza, a metoda. Prosty sposób, na który kiedyś wpadłem i który kapitalnie się sprawdza. Kiedy gra komuś nie pasuje, mówi: „Dobra, ja wciskam czerwonego iksa”. Obowiązkowe jest przy tym wykonanie gestu (wciskania wyimaginowanego grzybka) i wydanie (głośnego, pociągłego) dźwięku. Wszyscy wiedzą o co chodzi: gracz deklaruje, że testowany tytuł mu nie pasuje i jeśli inni mają podobne odczucia – przerywamy i składamy grę. Jeśli jednak choć jedna osoba ma ochotę grać dalej, to zamykamy buzię i gramy.
Hejter i Maruda mogą wydawać się podobni, ale mają różne pobudki. Celowo rozdzieliłem te dwa typy ponieważ… sam bywam marudą (ale nie hejterem). Gdy gra jest losowa (i mówię tu o złej losowości) włącza mi się straszny maruda. Nigdy nie każę przerywać partii, wręcz odwodzę od tego pomysłu, zapewniając, że „muszę sobie posmęcić i tyle… ale tak, wciskam czerwonego iksa jakby kto pytał.”
Wychodzenie w środku partii, albo przerywanie jej, tylko dlatego, że jednej osobie się nie podoba to dwie rzeczy, których najbardziej nie cierpię. O ile Maruda, czy Hejter mogą wywołać samoistną chęć zakończenia partii (czy to po to, by biedak się nie męczył, czy po to by nie mieć krwi na rękach), o tyle metoda Jurora to jeden komunikat, który do niczego specjalnie nie zmusza i nie nagabuje… tylko informuje. Polecam. Maruda.
Pozostaje jeden mankament:
Co jeśli nie chcemy zranić uczuć osoby, która przyniosła grę, lub co gorsza jest na nią pozytywnie nakręcona… albo jeszcze gorzej: kupiła nam ją w prezencie, albo dostała ją właśnie od kogoś…?
Wtedy możemy tylko albo zacisnąć zęby i udawać Good Guy’a, albo sprawić koledze przykrość.
No dobra… jest jeszcze jedna metoda, ale to już historia na kolejny wpis…
_____________________
* Muzyka jest nawiązaniem do serialu „How I met your mother”