Gdzieś niedawno natknąłem się na opinie, że nie ma na rynku miejsca na „gry środka”. Albo kupujemy eurosy-sucharosy, albo bardziej, lub mniej głupiutkie filerki. U mnie to się sprawdza. Kupuję sporo dobrych gier, ale od czasu do czasu coś mnie skręca, by pozyskać coś głupiutkiego, jakieś typowo tematyczne ameri-kupsko.
Za każdym razem jest to strzał w ślepo – mimo, że znam mechanikę, to nie jestem w stanie ocenić, czy suma czynników dobrej zabawy przewyższy sumę czynników złej losowości. Takim strzałem – i to trafionym strzałem – było „King of Tokyo”, czyli „Potwory w Tokio”, lub jak niektórzy wolą (i jeszcze na tym zarabiają!) „Potwory Z Tokio**” 😉 Podobnym strzałem, ale chybionym w moim przypadku było „Space Cadets”. Tym razem przyszła pora na AWANTURNIKÓW!
Czytaj dalej