Ziarnko w oku, kamień w bucie, ludzie w zamku, łbem w mur kucie

Zacznę tak samo, jak Kwiatosz swoje ostatnie trzy wpisy:

Czasami bywa tak, że* gra jest fajna, ale ma jakiś drobiazg… szczególik, przez który wydaje nam się, że coś z nią jest nie tak. Niby gra jest spoko, niby nie drażni, daje „fun”, ale jakas jedna rzecz może sprawić, że więcej do niej nie usiądziemy. Do Kwiatkosza zaś nawiązuje, ponieważ opowiadał niedawno o podobnej sytuacji, kiedy odkryjemy strategię wygrywającą. No tak, wtedy można powiedzieć (o ile to prawda, a nie narzekania gracza-Hejtera), że gra jest „złamana”, zepsuta. Opowiem tu jednak o przykładzie mniej oczywistym – o takiej smutnej sytuacji, gdy czynniki w grze sprzysięgają się przeciw nam i jedyne co możemy zrobić to samemu strzelić sobie w kolano.

Czytaj dalej

Biedny Mr. X… Biedny Moloch

Kojarzycie grę Scotland Yard? Wspominałem o niej ostatnio(tutaj). To jedna z tych starych, wyświechtanych gier w poprzedniego stulecia, która obok: „Cluedo”, czy „Zgadnij Kto To?” w jakimś stopniu przetrwała próbę czasu i nie trafiła pod gilotynę rewolucji planszówkowej.
Rdzeń mechaniki nie jest złożony, ale opiera się w bardzo dużym stopniu na samych graczach. To od nich zależy ile wycisną z tej gry.

Czytaj dalej

Czekając na Listy z Whitechapel

Jakieś dwa lata temu trafiłem na tytuł „Letters from Whitechapel”. Byłem chyba po partyjce Scotland Yard’u i szukałem czegoś podobnego. Rzeczywiście gra jest nieco podobna – mamy mordercę, który ucieka oraz policjantów, którzy go gonią. Na planszy, reprezentującej najuboższą wtedy dzielnicę Londynu (Whitechapel), jest oczywiście mnóstwo ponumerowanych, połączonych ze sobą skrzyżowań. Jest tu jednak w mechanikę wpleciona silna warstwa fabularna:

Czytaj dalej